Kryzys przywództwa to nie wymysł dziennikarski, nie fikcja. Dotyczy polityki, gospodarki, biznesu. Jak przejawia się w firmach? Światło na sprawę rzuca adresowane do menedżerów i przedsiębiorców badanie Biznes-Ludzie 2016/17, które przeprowadziła firma TES razem z Wyższą Szkołą Menedżerską (WSM) w Warszawie. Płyną z niego trzy główne wnioski. Po pierwsze, w związku z nieprzewidywalnym otoczeniem rynkowym nastrój zarządzających wiele pozostawia do życzenia. Po drugie, środowisko pracy jest zubożone, często do minimum, co ogranicza szanse pojawienia się talentów. Wreszcie po trzecie, młodzi pracownicy są dla kadry kierowniczej grupą niezrozumiałą, trudną do kontrolowania i źródłem rozczarowania.
[Luka pokoleniowa]
Krzysztof Tarka, psycholog, założyciel i wspólnik w TE’s, mówi wprost: bohaterowi są zmęczeni. Tuż po drugim tąpnięciu kryzysu w latach 2010-11 przeprowadzono pierwszą edycję badania – i wtedy, paradoksalnie, samopoczucie szefów były lepsze. Mimo trudniejszych czasów nie brakowało im optymizmu, motywacji, energii. Teraz powietrze z nas zeszło.
„Ludzie wydają się skrajnie zmęczeni. Niezależnie od wzrostu ich rynków i biznesów w ostatnich latach. I pomimo rosnącej zamożności osobistej i rodzinnej” – wskazuje Krzysztof Tarka.
Wygląda na to, że perturbacje, strach przed porażką dodawały sił, a kiedy jest łatwiej, człowiek przestaje się starać – jakby na potwierdzenie słynnych słów Antoniego Czechowa: „Byle idiota poradzi sobie z kryzysem, ale to codzienność nas niszczy”.
„Czy liderzy osiedli na laurach? Może niektórzy. U innych wyczuwalny jest niepokój. Trwająca od dawna niepewność osłabia morale. Spadek energii częściowo wynika też z wieku – choć poprzednia rozmowa z przedstawicielami kadry zarządzającej odbyła się zaledwie kilka lat temu, niektórzy czują się teraz znacznie starsi, mniej odporni na wyzwania, stres” – opisuje Radosław Dawidziuk, kanclerz WSM.
„W poprzedniej edycji badania decydenci wskazywali na pozytywną rolę takich złożonych procesów jak rezerwuary talentów, plany motywacyjne najwartościowszych fachowców, plany sukcesji, procesy oddolnej informacji zwrotnej. Ekspert nie ma wątpliwości, że czasem były to deklaracje fasadowe – wymienione procedury respondenci traktowali wybiórczo i z przymrużeniem oka, niemniej je opisywali. Obecnie zrezygnowali z nich.” – dodaje Krzysztof Tarka.
„Doprowadziło to do skrajnego zubożenia relacji pracodawca – pracownik i zwierzchnik – podwładny. W TES nazwaliśmy to zjawisko zarządzaniem szkieletowym. W tych warunkach szanse na pojawienie się talentów, czyli ludzi, którzy popchną biznes do przodu, jest nikła” – twierdzi wspólnik w TES.
„Kiedyś problem zmęczonych liderów rozwiązałaby sztafeta pokoleń – dziś „bohaterowie” nie mają komu przekazać pałeczki” – uważają autorzy badania.
„Wszyscy zachwycają się milenialsami. Nasz pogląd idzie w poprzek popularnemu przekonaniu o ich niezwykłości. Pokolenie, które określamy jako Dekada 20+, nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. Składa się z jednostek skoncentrowanych na sobie, roszczeniowych, nieprzyzwyczajonych do wysiłku – to nie najlepszy materiał na przyszłych przedsiębiorców i menedżerów” – ocenia Krzysztof Tarka.
[Mit innowacyjności]
Fascynacja igrekami bierze się m.in. z ich biegłości technologicznej. Prezes TE’s widzi to inaczej. „Co to znaczy, że mają kompetencje cyfrowe?” – pyta, by natychmiast odpowiedzieć: „Według różnych badań, umieją przede wszystkim obsługiwać smartfony, media społecznościowe, komunikatory.”
„To są technologie tak proste jak w czasach mojej młodości rower lub wrotki. Tymczasem umiejętność cyfrowe na miarę XXI wieku są piętą achillesową osób wchodzących na rynek pracy” – mówi Krzysztof Tarka.
Jego zdaniem, reprezentanci Dekady 20+ są odtwórczy, szukają odpowiedzi w Google’u, a nie w książkach, czytają streszczenia zamiast lektur. Wybierają drogę na skróty. Oczekują poleceń, schematów i ścisłej kontroli – „jeśli jej nie mają, błądzą jak dzieci we mgle. Trzeba im wszystko pokazać palcem, nadzorować od A do Z. A zapatrzenie młodych w Stevena Jobsa, Dolinę Krzemową, kulturę amerykańskich start-upów?”
„Tamtejsze wzorce niekoniecznie pasują do polskich realiów. Poza tym: co to znaczy naśladować Jobsa? Być takim arogantem jak on? Nie z powodu ujmującej osobowości świat tak go cenił. Jobs nie bał się ciężkiej pracy, przecierał nowe szlaki, ryzykował, tworząc kilkakrotnie w swoim życiu coś oryginalnego. Z naszych Badań wynika że innowacyjność Dekady 20+ to fikcja” – ocenia psycholog.
Wtóruje mu kanclerz Dawidziuk, zastrzegając, że za słabościami milenialsów wynikają m.in. z uwarunkowań społecznych i kulturowych. Wygoda rozleniwia – uważa. Im trudniej, tym bardziej samodzielni, zmotywowani i głodni sukcesu ludzie. Przykładem jest Paweł Zarzeczny, niedawno zmarły dziennikarz sportowy, który u progu kariery miał tylko jedną parę trampek. Później mówił, że tak powinny zaczynać wszystkie dwudziestolatki, bo ambicje mają swój początek w braku.
„Żadne pieniądze nie uczynią człowieka kreatywnym. Odkrycia, wynalazki biorą się z próby zaradzenia potrzebom własnym i społeczeństwa, a nie z wypasionych budżetów. Dopiero kiedy już jest pomysł, warto rozważyć, czy nie wesprzeć go finansowo, merytorycznie, znaleźć inwestora” – wyjaśnia Radosław Dawidziuk.
Ale co robią zrozpaczeni pracodawcy? Aby obudzić w pracownikach innowacyjność, zaangażowanie, oferują bonusy, premie, podwyżki, wyjazdy integracyjne. Ale motywacja zewnętrzna działa tylko przez chwilę.
„Niekiedy słyszymy o jakimś szejku, który obiecuje, że obsypie swoją narodową reprezentację złotem, jeśli ta wygra Mundial. Choćby wizja nagrody była nie wiem jak atrakcyjna, ci piłkarze i tak nie mają szans zwyciężyć z Niemcami, Francuzami czy Brazylią.” Działa to zupełnie inaczej – uśmiecha się Radosław Dawidziuk.
[Diagnoza i leczenie]
Przedstawiciele WSM i TE’s są zgodni: Dekada 20+ jest pokoleniem, które umie realizować głownie indywidualne ambicje kosztem współpracy. Sukces, kariera znaczą dla nich więcej niż wydajność i wyniki zespołu. Źle to wróży firmom, które ich zatrudniają. Bo współczesne wyzwania biznesowe są zbyt złożone, by podołały im jednostki.
„Dotychczasowy model pracy, prowadzenie biznesu nie zdaje obecnie egzaminu. Liderzy o tym wiedzą, ale nie wiedzą, jak temu zaradzić. Ciągle jeszcze nie mają pomysłu na nowe czasy” – twierdzi kanclerz Dawidziuk.
A według psychologa Tarki, polska szkoła, niezależnie od szczebla, pogłębia problem – jest rodzajem mikroświata, alternatywną rzeczywistością, która nie przystaje do dzisiejszych wyzwań. Współpraca nauki z biznesem kwitnie głównie w deklaracjach. Daleki od nostalgii pod hasłem „Komuno, wróć!”, dostrzega, że w okresie PRL w edukacji, na rynku pracy i w życiu społecznym nie brakowało zjawisk pozytywnych, które warto byłoby reaktywować, choć w zmienionej formie. Myśli głównie o większej skłonności do współpracy, zrzeszania się, ale też o praktycznym szkolnictwie zawodowym.
„Praktyki w zakładzie pracy były dla ucznia nie tylko uczeniem się fachu, lecz również szkołą życia, odpowiedzialności, wchodzeniem w dorosłość” – wspomina zarządzający TE’s.
Łatwiej postawić diagnozę, niż przejść do leczenia. Niemniej autorzy badania Biznes-Ludzie podjęli taką próbę. W odpowiedzi na potrzeby decydentów w Wyższej Szkole Menedżerskiej eksperci TES prowadzą cykl spotkań zarządzających i przedsiębiorców. Są zdania, że szkolenia motywacyjne i amerykańskie podręczniki dla menedżerów nawet nie zbliżą nas do rozwiązania kryzysu przywództwa w Polsce. W przeciwieństwie do głębokiej dyskusji ludzi biznesu, które dla wielu mogą się stać źródłem inspiracji.
[Kryzys]
Na rynku pracy pojawiła się dziura związana z brakiem energii, innowacyjności i entuzjazmu u młodych – mówią Radosław Dawidziuk, kanclerz Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie, i Krzysztof Tarka, psycholog, założyciel i wspólnik w TES.
Wywiad ukazał się 5 czerwca 2017r. w Pulsie Biznesu.
Rozmawiał Pan Mirosław Konkel, prowadzący sekcję „Biznes I Technologię”