Bohaterowie i złoczyńcy.
“Polityka jest odbiciem biznesu i świata przemysłu.”
Emma Goldman
Niektórym osobom wydaje się, że wobec czasów i dzieł takich postaci, jak przytoczone powyżej, biznes na co dzień jest w miarę niezłożoną rzeczywistością. Przynajmniej jeśli chodzi o uchwycenie istoty sukcesu przywódczego. W sposób jednoznaczny daje się przecież określić wymagania stawiane osobom pełniącym role decyzyjne. Są oni od przynoszenia pieniędzy właścicielom przedsiębiorstw, którymi kierują. Ich sukces lub porażka są więc funkcją osiągnięcia lub nie przychodów i zysków, których oczekiwali od nich inwestorzy.
Gdy mówimy o sukcesie na najwyższych stanowiskach przywódczych w przedsiębiorstwach, takich jak CEO czy Prezes sytuacja wydaje się szczególnie czytelna. A los przywódców zbiorowości biznesowych zdaje się to potwierdzać.
Ludzie charyzmatyczni, jak Lee Iacocca z Forda i Chryslera, czy Jack Welsch z GE, przynoszący swoim organizacjom wzrost finansowy, stają się bożyszczami prasy z Wall Street. Wkrótce są autorami rozchwytywanych autobiografii i trafiają do panteonu komercyjnej chwały. Uczy się o nich na tak zwanych treningach przywództwa, cytując złote maksymy mające być panaceum na bolączki biznesowej rzeczywistości.
Praktyki przywódcze aplikowane przez nich w rodzimych organizacjach urastają do rangi wzorców, które należy stosować, by osiągnąć sukces jako firma i jako jej przywódca.
Przykładem niech będzie sławne 10% najsłabszych pracowników zwalnianych co rok przez GE zgodnie z receptą Jack Welscha. Proszę jednak o wskazanie innej firmy niż GE, gdzie działanie to zostało zaakceptowane kulturowo i przyniosło podobny wzrost produktywności jak w rodzimym GE. Ja takiej firmy nie znam.
Z drugiej strony znajdujemy ludzi na stanowiskach zarządczych, którym mało kto chętnie nada miano prawdziwego przywódcy, a szczególnie przywódcy charyzmatycznego. To ci, którzy oczekiwanych zwrotów i wzrostów finansowych nie zbudowali, nie podźwignęli firmy z kryzysu, nie przełamali złej passy.
W poszukiwaniu uznania, mając powierzoną ową olbrzymią rolę i niewątpliwą potęgę decyzyjną, starali się tworzyć pozytywną dla siebie wersję rzeczywistości.
Rzeczywistość owa przypominała jednak dekoracje do westernu, świetnie wyglądające, gdy przejeżdża się główną ulicą, straszące jednak dyktą i hulającym piaskiem, gdy spojrzy się na nie od tyłu. Mówię tutaj między innymi o przywódcach uprawiających sławną ‘kreatywną księgowość’.
Do grupy tej zaliczyć należy na zawsze już przegranego chyba chwilowego CEO Enronu – Jeffreya Skillinga, który aktualnie odsiaduje wyrok 24 lat i 4 miesięcy więzienia w Waseca, Minnesota. Czy też Kennetha Lee Laya, Prezesa i CEO te samej firmy, który uniknął kary umierając na atak serca podczas wakacji w Colorado. By zacytować dla równowagi, w stosunku do Lee Iaocci, Jeffreya Skillinga, Panie wybaczą że nie przetłumaczę: „I’m fucking smart”.
Owi zarządzający, których niechętnie nazywa się dziś przywódcami, byli z pewnością w pewnym momencie swojej kariery lub wręcz przez jej większość uznawani za ludzi obdarzonych charyzmą.
I to charyzmą wielką. Sławne są inne cytaty z wypowiedzi Pana Skillinga, które chętnie powtarzane były przez społeczność giełdową, którą uwodził, a w szczególności przez zbiorowość pracowników Ekronu, którą uwodził i dowodził.